Wystawa w Galerii Milano (1994)

Doznaję ostatnio dziwnego uczucia, że otwieranie nowych wystaw jest czymś absurdalnym i śmiesznym. Jak napinanie muskułów na pokazach kulturystycznych lub popisy wokalne „u cioci na imieninach” To mazanie po płótnie lub po czymkolwiek i tworzenie ooooooobiektów sztuki, które nie niesie za sobą żadnego konkretnego sensu ani konsekwencji praktycznych …

      Jak to odnieść do naszej rzeczywistości? Jak uratować coś własnego, prawdziwego w tym bigosie sekciarskich imprez towarzysko-rozrywkowych, którymi stają się nasze wernisaże. Absurdalnie jednak stale jeszcze znajduję w sztuce coś, co nie pozwala mi usnąć.

      Nie jest to jednak nigdy nic, co by miało jakikolwiek związek z konkretem rzczvwistości. Wszelkie treści literackie, wszelkie programy i ideologie były dla mnie w sztuca piekielinie nudne. Bo, albo przerysowane w swojej „kongenialnej intelektualności tworzyły protezę dla kiepskiej jakości produktów wizualnych, albo zakompleksiona sztuka stawała się ilustracją (etykietką) ideologii lub filozofii. W obu przypadkach była to produkcja mdłej papki artystowskiej.

      Sztuka powinna zajmować się problemami leżącymi poza konkretnością naszego codziennego życia. Właśnie dzisiaj jest niezmiernie ważne by przeciwstawiła się ona potężnemu dyktatowi medialnej hiperrealności. Tylko rytm i relatywizm może, w moim przekonaniu, dać sztuce jakość.

      Pojęcie rytmu w sztuce jest dość trudne do zdefiniowania. Nie chodzi tutaj o ten rytm, który w muzyce jest określany przez wartości nut i podział taktów. To raczej umiejętność ustawienia tempa i dynamiki w oparciu o zapis nutowy. Coś, co poza techniką, decyduje o genialności niektórych muzyków. Mówią oni o tym – timing. Określenie to dotyczy nie tylko jazzu, ale paradoksalnie również plastyki, teatru, kina, a nawet literatury Rytm (timing} jest mięsem sztuk wszelakich.

      Kurt Schwitters powiedział, że sztuka, to tylko rytm i nic więcej. Ja myślę. że artyści, którzy wiedzą co to rytm, osiągają już tym samym coś bardzo wartościowego, ale wartość wyższą daje dopiero sztuce zrozumienie, czym jest relatywizm. W fizyce współczesnej dobrze określa to zasada nieoznaczoności, która zrelatywizowała cały konkret naszego oglądu rzeczywistości.

      Bardzo ważną funkcją sztuki jest taka relatywizacja formy, by wykreowany -obraz, przy spójności rytmicznej nie był płaski i jednoznaczny (jednoistny). Powinien on tworzyć wiele bytów relatywizujących wszelkie bezpośrednie odniesienia do danego czasu i miejsca. Wytwory sztuki spełniające te warunki nazywam sztuka wieloistna. Sztuka ta, w przeciwieństwie do działań prymitywnie jednoznacznych, nie daje żadnych konkretnych odpowiedzi. Ona lewituje na obrzeżach rzeczywistości. Zaczyna się przeważnie tam, gdzie rzeczywistość się kończy Może istnieć w wielu różnych kontekstach, w różnym czasie i w różnych miejscach.

      Nie znaczy to jednak, że jestem zwolennikiem wyłącznie sztuki pozbawionej treści, w której liczy się tylko wyabstrahowana forma. To treść, czasami nawet treść sensu stricto literacka, może nadać rytm formie lub ją zrelatywizować. Tym samym absolutny realizm może dać dzieło sztuki wieloistnej, a abstrakcyjna forma może osiągnąć stan płaskiej jednoistności, jak wzorek na tapecie. I odwrotnie.

      A więc nie treść jest ważna, ani nie forma, tylko rytm i relatywizm. Sztuka bez tych cech, nie jest dla mnie sztuką.

      Po śmierci Kantora i Lutosławskiego czy ktoś jeszcze w Polsce wie, o co chodziło Witkacemu i Gombrowiczowi? Czy poza dziełami tych artystów można zobaczyć, usłyszeć, jak funkcjonuje w sztuca ponad stylami i czasem rytm i relatywizm?

        Swoją wystawę w galerii Milano pragnę poświęcić właśnie tym dwóm genialnym artystom.

.