Rytm i relatywizm (15.09.2003)

      Jest to jeden z moich najstarszych tekstów, który napisałem najpierw w języku niemieckim w trakcie mojej wystawy w Rheinfelden w 1993 r. Następnie napisałem tekst „Relatywizm w sztuce”, z dnia 11.03 2001 który był tłumaczeniem tekstu niemieckiego z małymi modyfikacjami  i umieściłem go w katalogu  Obrazy i …Obrazy z 2001 roku. Ten tekst, który tutaj zamieszczam jest ostateczną wersją będącą kompilacją tych dwóch poprzednich tekstów.

Rytm

      Rytm w sztuce jest czymś naturalnym, a jednocześnie zupełnie nieuchwytnym i bardzo trudnym do zdefiniowania dla kogoś, kto tego nie jest w stanie zrozumieć, zauważyć lub odczuć. Teoretycznie odmierzanie rytmu w muzyce na 3/4 lub 4/4 jest proste. Trudności zaczynają się, kiedy wkraczamy w muzykę nowoczesną lub jazz – tam ważne jest tzw. wyczucie timingu lub swingu i to przestaje być już tak łatwe do realizacji dla ludzi, którzy nie posiadają naturalnych zdolności do balansowania obok sztywnego rytmu. Artyści teatru lub filmu często też mówią (czasami nie wprost) o rytmie w dialogu lub montażu. Bez rytmu, zarówno sztuki teatralne jaki i filmy tracą jakość i sens artystyczny. Literatura i poezja także opiera się na swoim specyficznym rytmie, który powoduje,  że niektóre teksty czyta się z rosnącym zaciekawieniem i przyjemnością a inne wywołują znużenie i zniechęcenie. W sztukach wizualnych mówi się często o kompozycji mając na myśli umiejętność zastosowania takiego układu form i kolorów, by nadawały danemu dziełu naturalny, specyficzny rytm, który powoduje, że obcując z danym dziełem plastycznym odczuwamy podobną przyjemność jak w kontakcie z naturą, gdzie wszystko w cudowny sposób jest zrytmizowane według „boskiego” złotego podziału. Łatwo wtedy rozpoznać, czy ktoś malując na przykład drzewa lub góry, umiał odtworzyć ten naturalny rytm form w naturze, czy też jest naiwnym amatorem malującym według tego co wie, a nie tego co widzi.

Relatywizm

      Sztuka zaczyna się tam, gdzie rzeczywistość się kończy. Tym samym nie staje się ona jednak dla nas czymś nierealnym. Przeciwstawiając się dzisiejszemu dyktatowi „hipermedialnej rzeczywistości”, sztuka stoi ewidentnie po stronie pojedynczego człowieka w jego potrzebie znalezienia swojej subiektywnej, indywidualnej jakości w magmie uogólnień, uproszczeń i „obiektywnej poprawności“ codziennego życia. Tworzy alternatywną niszę, gdzie każdy może się odnaleźć, jeśli tylko potrafi.

      Czy sztuka spełnia dziś jednak ten postulat, czy też oddalając się od człowieka, goni za złudnym mariażem z błyskotliwą rzeczywistością? Wchodząc w patologiczny układ z wirtualnym lub realnym rynkiem komercyjnym, sztuka traci momentalnie całą swoją jakość i integralność. Staje się najczęściej tylko śmieszną i infantylną kopią „świata mediów“, bez względu na to, czy jest za, czy przeciw. Każdy billboard lub inny produkt agencji reklamowych wygląda w tej sytuacji sensowniej i poważniej niż najbardziej atrakcyjna lub skandalizująca instalacja w „awangardowej“ galerii. W celu produkcji i promocji komercyjnie atrakcyjnych produktów dla galerii powstał aktualnie jakiś dziwny kierunek wymagający od potencjalnych artystów umiejętności wyłącznie w zakresie technik nowych mediów oraz marketingu. Sztuka zatraca w ten sposób swoją odrębność i inność, stając się mniej lub bardziej wartościowym towarem globalnego rynku. Wychodząc z supermarketu, wchodzimy do któregoś z centrów sztuki współczesnej i widzimy ten sam świat, włączamy telewizor i znowu to samo – chaos migających obrazków i gadżetów. To efekciarstwo posunięte do granic wytrzymałości, przeniesione do sztuki, jest jeszcze bardziej pozbawione sensu.

      Istotą dobrej sztuki jest umiejętność relatywizacji wszelkich realnych i doraźnych kontekstów. Ona powinna stwarzać alternatywę i wyciskać esencję tego, co będąc tylko aktualnym, ma szansę stać się ponadczasowym. Niedawno usłyszałem wypowiedź któregoś z młodych kuratorów wystawy nowej sztuki; powiedział on, że istotą sztuki współczesnej jest jej świadoma negacja ponadczasowości na rzecz aktualności – żałosna bzdura. Czy tym samym sztuka miałaby ścigać się z mediami i stać się tylko doraźnym działaniem komercyjnym – sensacją dnia? Czy jest to jedyna metoda, by zaistnieć dzisiaj na rynku? Unikanie aktualności i brak zaangażowania w jakiś modny kontekst socjalny lub polityczny jest na pewno rodzajem ucieczki z tego rynku, gdyż nie daje się tym sposobem żadnej szansy mediom, by mogły to uprościć i łatwo opakować w jakiś chwytliwy komentarz. Większość artystów szuka więc dzisiaj rozpaczliwie sposobu – pomysłu, który dałby im szansę umieścić się ze swoją sztuką w jakimś medialnie aktualnym, modnym kontekście – zyskać takie atrakcyjne opakowanie, to znaczy dzisiaj zdobyć ten „rynek“. To specyficzne opakowanie w najmodniejsze ostatnio konteksty np feministyczne, żydowskie lub homoseksualne jest teraz o wiele ważniejsze niż jego zawartość.

      Sztuka balansuje gdzieś pomiędzy technikami komunikowania się i religią, nie będąc ani jednym, ani drugim. Wiara jest w sztuce równie ważna co wiedza. Ten relatywizm, który w filozofii i w życiu prowadzi raczej cynicznie do nihilizmu, w sztuce jest nieocenioną zaletą. Łatwo jest przy pomocy prymitywnego żartu albo prowokacji wyśmiać jakiś temat lub zanurzyć w gównie (prawdziwym lub wirtualnym). O wiele trudniej zrelatywizować jego znaczenie, wybić z kontekstu i konkretu, osiągając przy tym ponadczasowy sens i wartość. Sztuka powinna być siostrą natury, która właśnie w swojej wielkości i trwaniu stale relatywizuje wszelkie „fakty” i konteksty. Tworzy piękne i logiczne formy, które od wieków stają się inspiracją dla prawdziwych artystów.

      Nie ma przy tym znaczenia technika wypowiedzi; można to osiągnąć zarówno w malarstwie realistycznym, jak i w abstrakcyjnym lub np. w poparcie, a także w instalacjach lub akcjach sztuki najnowszej oraz we wszelkich innych formach i kierunkach; również w teatrze, filmie i w poezji (w poezji może najłatwiej). Może to, co ja nazywam relatywizmem sztuki, należałoby określić po prostu koniecznością poezji w sztuce.

Jan Niksiński

.